Szukaj

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

niedziela, 29 grudnia 2013

Mats Strandberg, Sara B. Elfgren, "Ogień".

Tytuł: "Ogień"
Autor: Mats Strandberg, Sara B. Elfgren
Ilość stron:693
Gatunek: thriller, fantasy
Ocena: 9/10
Dodatkowe info.: II część sagi "Krąg"

Kolejny rok, a przed wiedźmami stoją nowe wyzwania. Matka zmarłego Eliasa stworzyła organizację "Pozytywne Engelsfors", w którym zrzeszyła wielu ludzi. Dziewczyny mają podejrzenia co do niej, ponieważ wygląda jak sekta. Ponadto do miasta przyjeżdża tajemnicza dwójka mężczyzn - syn i ojciec. Ponadto Rada szykuje proces przeciwko Annie-Karin za nadużywanie magii. W mieście po raz kolejny zaczynają się dziać dziwne rzeczy - zmiany pogodowe, śmierć co poniektórych mieszkańców, niedorzeczne zachowywanie się Nicholausa. Apokalipsa zbliża się wielkimi krokami, ile Wybrańców przetrwa do jej końca?

Powieść jak zwykle bardzo wciągająca, dostałam ją na Mikołajki i dzięki niej powróciłam do czytania. Po tak długiej przerwie, gdy zabiera się za coś tak dobrego, nie mogłam powiedzieć sobie, że "odpoczynek od książek trwa dalej" albo "nadal nie chce mi się czytać", bo tego nie dało się nie przeczytać. Sprawy się coraz bardziej komplikują, dziewczyny nie mają znikąd pomocy. Nawet Adrianna zaczyna zachowywać się dziwniej, i o ile pomagała im wcześniej, teraz wcale się nie angażuje. Dodatkowo dziewczyny są pod ciągłą obserwacją Rady do czasu aż nie skończy się proces przeciwko Annie-Karin. W tej części Ida, która czuje się najbardziej niezłączona z dziewczynami, jednoczy się z nimi i poznaje siebie - swoje potrzeby, to jak się zachowywała i zachodzi w niej przemiana. Dodatkowo dziewczyną w trakcie rozwoju akcji powieści  ukazuje się duch byłego Wybrańca, który na nie "oczekiwał". Minoo wreszcie dowiedziała się jaką ma moc. Niestety nikt nie jest w stanie nadal im pomóc, muszą liczyć na siebie. Z czystym sercem mogę powiedzieć, że w tym przypadku druga część była jeszcze bardziej wciągająca niż pierwsza i już nie mogę się doczekać ostatniej (!).


niedziela, 26 maja 2013

Agatha Christie, "Morderstwo w Orient Expressie".

Tytuł: "Morderstwo w Orient Expressie"
Autor: Agatha Christie
Ilość stron: 263
Gatunek: kryminał
Ocena: 7/10

Herkules Poirot został nagle wezwany do Londynu. Z tego powodu musiał zrezygnować ze zwiedzania niektórych zakątków Azji. W drogę powrotną wybrał się wraz ze swoim przyjacielem Orient Expressem, który zawsze o tej porze roku był pusty. O dziwo ten, z którego skorzystał był zapełniony. Na szczęście odnalazło się jedno miejsce dla Poirota. W trakcie podróży jeden z pasażerów mówi mu, że ktoś chce go zabić, dlatego chętnie wykupi jego usługi. Belgijski detektyw odrzuca propozycję. Mężczyzna nagle umiera. Ktoś go zabił. Na szczęście lub nieszczęście pociąg utknął w zaspach i nie ma żadnego kontaktu ze światem. Poirot rozpoczyna śledztwo, w którym dużą rolę odgrywa jego dedukcja.

Kolejny jakże przyjemny kryminał Agathy Christie. Nigdy nie znudzą mi się, dlatego, że dają możliwość każdemu zabawić się w detektywa tak jak to robi Herkules Poirot. Czytając kilka z nich zrozumiałam, że można śmiało sobie wszystko rozpisywać na kartce i spróbować rozwiązać zagadkę razem z belgijskim detektywem, dlatego, że mamy w ostateczności tak wiele poszlak jak on. O czym się tutaj można jeszcze rozpisywać? Styl autorki jest bardzo przyjemny, książkę szybko się czyta. Dodatkowo każda nowa książka to inna zagadka kryminalna. Nie ma żadnych połączeń pomiędzy nimi i można zaczynać od której się chce. Zamiast dalej cokolwiek pisać, lepiej skończę polecając ją i odsyłając Was do jej przeczytania :).

niedziela, 19 maja 2013

Iwona Sobolewska, "Perfekcjonistka".

Tytuł: "Perfekcjonistka"
Autor: Iwona Sobolewska
Gatunek: romans, młodzieżowa
Ilość stron:186
Ocena: 7

Julita chodzi do pierwszej klasy liceum i nie chce nigdy w życiu mieć chłopaka po tym jak rozczarował ją Maciek - szkolny podrywacz. Z powodu ich rozstania młoda dziewczyna dąży ciągle do perfekcji w każdej dziedzinie. Gdy namówiona przez swoją siostrę idzie na imprezę sylwestrową i poznaje tam Dawida jej życie wywraca się do góry nogami, lecz nadal nie potrafi nikomu zaufać. Co więcej jej najlepsza przyjaciółka zaczyna spotykać się z Maćkiem pomimo ostrzeżeń Julity. Dawid nie przestaje próbować zdobyć jej serca. Czy uda mu się przekonać do siebie Julitę?


Książka jest typowym młodzieżowym romansem. Julita ma wszystko czego dusza zapragnie, nie musi martwić się o pieniądze, bo jej rodzice dużo zarabiają. Ach! Gdyby życie każdego było takie beztroskie i mógłby przebierać w ofertach wszystkich szkół prywatnych w kraju, a jedynym zmartwieniem byłyby problemy miłosne. Tak więc książka jest zupełnie oderwana od rzeczywistości i raczej nikomu z nas nie trafi się podobna sytuacja, ale pomarzyć można.

Pomimo bardzo młodego wieku autorka ma wyrazisty styl, który sprawia, że lekturę szybko się czyta. Co do opisu z okładki, że w książce są opisywane perypetie Julity związane ze szkołą muzyczną to tak, występują od strony 140- którejś i aż zostały opisane jedne zajęcia z najbardziej wymagającą nauczycielką. Szok. 

Powieść ma formę pamiętnika tak więc przede wszystkim skupia się na przemyśleniach dziewczyny w związku z wydarzeniami, które mają miejsce w jej życiu. Ogólnie rzecz biorą jest to typowy przykład literatury dla nastolatek, które pragną uwierzyć w prawdziwą miłość i to, że w ogóle istnieje. Jest to miła odmiana w czasach, kiedy na półkach w księgarniach i bibliotekach przeważa zazwyczaj Katarzyna Grochola. 

sobota, 4 maja 2013

Axel Madsen, "Chanel, kobieta niezwykła".

Tytuł: "Chanel. Kobieta niezwykła"

Autor: Axel Madsen

Gatunek: biografia

Ilość stron: 322

Ocena: 8/10

Opisane zostaje życie Coco Chanel oparte na wspomnieniach ludzi, którzy ją znali oraz listach, w których istniały wzmianki o niej. Ponadto w powieści znajduje się wiele informacji na temat historii mody na przełomie XX i XXI w. Dowiadujemy się o romansach, które nawiązywała Chanel, jej początkach na salonach, jako utrzymanki oraz pierwszym sklepie z kapeluszami, który otwarła dzięki materialnej pomocy Boya Capela. Życie jej na pewno nie było łatwe z powodu zawodów na polu miłosnym. Coco wspierała wielu artystów finansowo, po uzyskaniu niezależności materialnej. To ona wprowadziła sportowy styl, luźne swetry, jako pierwsza wykorzystała dżersej oraz krótkie fryzury wśród kobiet i wzorowane na męskich ubrania. Dodatkowo jako pierwsza stworzyła perfumy, które nie były o esencji kwiatowej. Zmarła samotnie w Hotelu Ritz w niedzielę. Jak mówili jej przyjaciele, to był jedyny dzień który mógł ją zabić. Dlaczego, dowiecie się, jeśli ją przeczytacie.

To już druga z kolei książka o Coco Chanel z jaką mam styczność. Ta ściśle trzyma się faktów i jest w miarę obiektywna. Czytelnik sam ma sposobność stwierdzenia, tego czy Coco według niego to postać nacechowana pozytywnie czy negatywnie. Żaden aspekt z życia projektantki mody nie został pominięty. W każdym rozdziale jest przynajmniej w minimalnym stopniu opisane to jaki wpływ miału jej poczynania na świat mody. Mnie ta książka bardzo pozytywnie zaskoczyła, ponieważ nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Coco była tak hojna, jeśli chodziło o wspieranie swoich przyjaciół artystów w ich przedsięwzięciach - wystawienie spektakli, wydanie tomików wierszy czy też gazet ich autorstwa. 

Dużym zaskoczeniem dla wszystkich na pewno było jej odejście od tworzenia, gdy rozpoczęła się wojna. W tym czasie nawiązała romans z Niemcem, dużo podróżowała oraz walczyła z przedsiębiorstwem perfumeryjnym o akcje  jej najsłynniejszych perfum "Chanel Nr 5". Po jej wielkim powrocie, okazało się, że nie ma niczego nowego do przedstawienia. Dlatego też pierwsze recenzje jej kreacji były negatywne, lecz jak później się okazało, na stałe weszły do naszych szaf jako te, bez których nie można się obejść.


niedziela, 21 kwietnia 2013

Hanna Krall, "Zdążyć przed Panem Bogiem"

Tytuł: "Zdążyć przez Panem Bogiem"

Autor: Hanna Krall

Gatunek: dramat / reportaż / biografia

Ilość stron: 107

Ocena: 7/10

Hanna Krall rozmawia wraz z lekarzem żydowskiego pochodzenia, który przeżył II Wojnę Światową. W trakcie wywiadu poruszane są  uczucia osób jego narodowości w związku z wydarzeniami, które miały miejsce, opisane zostały sposoby walki z Niemcami oraz przebieg likwidacji żydów w gettach. Pan doktor ponadto swój zawód oraz druzgocące zdarzenia, jak mordowanie populacji Żydowskiej, porównuje do wyścigu z Panem Bogiem. Wygra Bóg i odbierze życie, czy człowiek zdąży wykorzystać jego chwilę nieuwagi i przeżyje jeszcze dzień, tydzień, miesiąc, rok, 10 lat. 


Utwór na pewno przekazuje treści trudne, z którymi człowiek nie jest w stanie się pogodzić. II Wojna Światowa to jedna z największych masakr, w których zginęły miliony ludzi. Sprawa Żydowska jest często poruszana w związku z wydarzeniami, które miały miejsce w latach 1939-1945. O ile w "Medalionach" Zofii Nałkowskiej wszystko zostało opisane sucho, w jaki sposób wykonywano mydło, szczotki oraz inne przedmioty z ludzkich zwłok, o tyle tutaj Hanna Krall bazuje na wspomnieniach lekarza. Wszystko jest chaotyczne, z trudem można doszukać się jakiejś logiki. Często niektóre wątki zostają nagle przerwane i się już do nich nie wraca. 

Bardzo spodobał mi się sposób w jaki główny bohater wywiadu opisuje swoją życiową misję. Był on na nią poniekąd skazany, ponieważ nie da się oderwać od wspomnień z okresu wojny, w której życie mogło się stracić w każdej chwili i tak samo szybko je uratować (dając łapówkę odpowiednim osobom). I tak jak kiedyś wszyscy próbowali jak najdłużej przeżyć, tak teraz on stara się przedłużyć innym życie, dzięki swojej ingerencji. Jednakże zdając sobie sprawę z tego, że w każdej chwili można go posądzić o posuwanie się do eksperymentów na ludziach, często odmawiał niekonwencjonalnych sposobów leczenia, pomimo tego iż  były one słuszne i skuteczne. 

Książkę bardzo szybko się czyta. Oddziałuje ona silnie na czytelnika, tak, że czasami najchętniej odłożyłoby się ją na półkę, bo nie chce się wiedzieć więcej o tym jak okropny los spotykał ludzi niecałe 100 lat temu.


czwartek, 18 kwietnia 2013

Joseph Conrad, "Jądro ciemności".

Tytuł: "Jądro ciemności"
Autor: Joseph Conrad
Gatunek: nowela/dramat
Ilość stron: 72
Ocena: 6/10

Marlow chce dowodzić statkiem i udaje mu się dzięki pomocy rodziny. Wyrusza w podróż do serca Afryki, gdzie poznaje kolonizatorów, którzy wyzyskują tubylców. Z każdym dniem coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że kontynent sprawia, że ludzie stają się dzicy. Widzi także to w jaki sposób biali przejmują władzę nad czarnymi i nie podoba mu się. Cały czas słyszy o legendarnym Kurtzu, który dostarcza największe pokłady kości słoniowe. Gdy go poznaje, zdaje sobie sprawę z tego, jak ludzie cywilizowani zachowują się w dziczy.

Książkę czytałam w szkole, przyznaję, że nie dość dokładnie, bo jest zakończenie roku i dopiero teraz zafundowałam sobie stopery. Ogólnie książka jest o tym, w jaki sposób kolonizatorzy pozyskiwali surowce i że nie zawsze było to zgodne z zasadami moralnymi. W książce ponadto zostaje ukazane to, że w porównaniu do ludzi dzikich, to my jesteśmy bestiami, które przywłaszczają sobie cudze rzeczy oraz jak zgubny jest rozwój cywilizacji.

Język autora nie jest przyjemny. Książkę ciężko się czytam, jednakże z powodu na merytoryczne treści, serdecznie polecam. :-)

sobota, 30 marca 2013

Cristina Sánchez-Andrade, "Coco".

Autor: Cristina Sánchez-Andrade
Tytuł: "Coco"
Gatunek: biografia
Ilość stron: 302
Ocena: 7/10

Coco Chanel stworzyła ponadczasowe ubrania, które zawsze wyróżniały się swoją prostotą. Jej mottem przewodnim w tworzeniu kolekcji ubrań było: nie pokazuj wiele, pobudzaj wyobraźnię swoim strojem. W powieści jej życie zostały przedstawione jak opowieść o fikcyjnym bohaterze. Mało jest tu napomknięć o tworzeniu kolekcji, raczej o podróżach oraz osobach jakie spotykała. Nie ma w niej na przykład żadnego wtrącenia na temat perfum. Książka jest bardzo dobrą pozycją, jeśli ktoś chciał poznać to, co czuła Coco, czemu zachowywała się tak, a nie inaczej w życiu według autorki książki. Nie można powiedzieć o tym, że zostały tutaj przedstawione fakty, jakich nie odkryto na temat Chanel. 

Książkę bardzo przyjemnie i szybko się czyta. Czasami zastanawiałam się, czy to aby na pewno biografia Coco Chanel, a nie zwykła opowieść o tym jak wyglądało jej życie i jakie (hipotetycznie) mogły towarzyszyć jej uczucia. Wiadomo, występują tutaj fakty jak poznanie Boy'a ,czy przyjaźń z Misią, lecz reszta wydaje się być fikcją literacką. Na szczęście mam jeszcze jedną powieść biograficzną, w której przedstawione zostały jedynie prawdziwe wydarzenia i dialogi, jakie miały miejsce naprawdę, bo nie wiem co bym zrobiła, gdybym miała się oprzeć na tej książce w trakcie matury ustnej  z polskiego. 

Bardzo podobało mi się to, że Coco Chanel została tutaj przedstawiona jako osoba, która starała się być twarda w życiu, lecz tak naprawdę w środku była bardzo bojaźliwa. Niestety jej życie nie było usłane różami i wszystko co miała, uzyskała ciężką pracą.

Cristina Sánchez-Andrade opisała całej jej życie, od wczesnych dziecięcych lat spędzanych w sierocińcu, po pierwsze sukcesy, do przerwania pracy przez I-szą Wojnę Światową, jej powiązania z Niemcami oraz ostatnimi przedstawicielami rodziny carskiej.

W powieści przeszkadzało mi chyba najbardziej właśnie to wplątanie fikcji literackiej, bo potrzebowałam czegoś (w większości) opartego na faktach. Pod każdym innym aspektem jak najbardziej polecam wszystkim wielbicielkom jej stylu oraz perfum. 

wtorek, 26 marca 2013

George Bidwell, "Bunt długich spódnic".

Autor: George Bidwell
Tytuł: "Bunt długich spódnic"
Gatunek: biografia
Ilość stron: 227
Ocena: 7/10

Emelina Pankhurst w wieku młodzieńczym była dziewczynką, którą denerwowało to, że jej brat mógł rozrabiać, kiedy ona musiała być grzeczna. Można więc powiedzieć, że przez całe życie towarzyszyła jej idea wyzwolenia kobiet spod władzy mężczyzny. Denerwowały ją reguły, które nanosiła płeć brzydka na swoje "towarzyszki życia". Pomimo lęku przed przemówieniami wobec tłumów, miała ona niezaprzeczalny magnetyzm osobowości, dzięki któremu ludzie potrafili zrobić dla niej wszystko. Tak więc po śmierci męża założyła stowarzyszenie kobiet walczących o prawa wyborcze. Liczyło się to oczywiście z poświęceniami. Jej dzieci nie zaznały nigdy matczynego ciepła. Jednakże dzięki swej ofierze, wiele kobiet dostało prawa, o które walczyły przez dziesiątki lat.

Jestem już po lekturze jednej książki autorstwa George'a Bidwella i muszę przyznać, że ta w porównaniu z poprzednią okazała się słaba. Spowodował to prawdopodobnie natłok dat oraz skupienie się bardziej na działalności organizacji stworzonej przez Emelinę, Unii, niż jej uczuciach oraz problemach jej, jako jednostki. Kolejnym aspektem jest to, że odpychała mnie od głównej bohaterki kierowała idea rządów autorytarnych. Początkowo chodziło jej przede wszystkim o to, aby kobiety dostały prawa wyborcze, lecz z czasem stała się fanatyczką, za którą podążały tłumy - ta rola za bardzo jej się spodobała. Dlatego też, gdy mogła dostać to, o co zabiegała przez lata kosztem "poddania się" Unii, zrezygnowała z sojuszu z rządem i rozpoczęła burzliwe manifestacje.

Język jak zwykle jest całkiem przyzwoity. Książkę dosyć szybko się czyta. Każdy znajdzie w niej wiele ciekawostek na temat tego, jak funkcjonował rząd na przełomie XIX/ XX wieku. W jaki sposób zapobiegano manifestacjom, jak one się organizowały, itp. Dowiedziałam się na przykład, że Winston Churchill był przeciwnikiem emancypacji.

Troszkę o feminizmie i emancypacji.
Jako, że jestem dosyć zorientowana w tym temacie mogę przedstawić kilka wiadomości na temat emancypacji i feminizmu. 

Definicja.
Emancypacja - jest to wyzwolenie się spod protektoratu/ uzyskanie własnych praw np. wyborczych.
Feminizm - jest to ruch społeczny/ ideologia dążąca do równouprawnienia kobiet.

Różnicę pomiędzy feminizmem a emancypacją podam na przykładzie pracy:
Kobiety chcą dostać prawo do pracowania w sklepach. <- emancypacja
Kobiety chcą dostać prawo do pracowania w sklepach i posiadania zarobków w tym zawodzie, takich samych jak mężczyźni. <- feminizm

Feminizm to nienawiść do mężczyzn. (Błąd!!!!!)
Feminizm nie jest ideologią, według której jej wyznawczynie nienawidzą mężczyzn, bo wtedy John Stuart Mill (feminista) miałby nienawidzić siebie samego. Logiczne? Nie!
Oczywiście są skrajne odłamy feminizmu, które cechują się tym, lecz nie o skrajność nam chodzi.
Nienawiść do mężczyzn = mizoandria. Nienawiść do kobiet = mizoginizm. 

sobota, 16 marca 2013

Bolesław Prus, "Emancypantki".

Autor: Bolesław Prus
Tytuł: "Emancypantki"
Gatunek: obyczajowa/dramat
Ilość stron: 521
Ocena: 7/10

Opowieść o losach pani Latter, właścicielce pensji w Warszawie oraz jej podopiecznej Madzi, składa się ona z dwóch tomów. W pierwszym tomie akcja skupia się na życiu pani Latter, jej początkach jako właścicielki pensji do czasów problemów finansowych, coraz bardziej uciążliwych. Jest ona jedną z pierwszych kobiet, które same na siebie zarabiały i potrafiły się utrzymać. Niestety z powodu przyzwyczajonych do luksusu dzieci (20-letnich już, ciągle żyjących na utrzymaniu matki), które nie potrafiły być oszczędne, pani Latter z trudem wiąże koniec z końcem. Do tego jej pensja nie cieszy się takim powodzeniem, jak na początku, bo ludzie szukają tańszych i bardziej nowoczesnych. W drugim tomie Madzia, podopieczna i zarazem później wychowawczyni dziewcząt na pensji, wyrusza z powrotem do miasta rodzinnego, gdzie panuje istne targowisko próżności. Nikt nie rozmawia z kimś, kto jest niższy klasowo lub zajmuje się pracami, które należą do obowiązków służby. Młoda dziewczyna swoim przyjazdem wprowadza zamęt, z powodu na robienie rzeczy wbrew panującym konwenansom, jak zorganizowanie koncertu dla dwójki biednych artystów, który nie przystoi córce poważanego w mieście lekarza.

Powieść Prusa bardzo szybko i przyjemnie się czyta. Te dwa tomy, można czytać oddzielnie z pominięciem jednego z nich, bo mówią o zupełnie różnych rzeczach. Bolesław Prus był przeciwnikiem emancypacji, mówił on, że jeśli jest naprawdę konieczna, to się na nią w ostateczności zgadza. Właśnie w "Emancypantkach" możemy zobaczyć, co zdaniem Prusa działoby się z kobietami, które chciałyby się wyzwolić, robić coś wbrew utartym schematom- mianowicie, że czeka je niepowodzenie, nie tylko na polu zawodowym, ale również prywatnym (rodzinnym). Jak to zawsze w przypadku autora "Lalki" bywa, powieść nie jest jednowątkowa. Ukazywane są w niej, jak w "Lalce" problemy z jakimi powinno się zmierzyć społeczeństwo - nie jest to jedynie o emancypacji, ale także różnicach klasowych, które poróżniają ludzi i wielu innych.

Bohaterowie "Emancypantek" są różni. Znalazłam swoją ulubioną, niestety zaraz po jej wyjeździe za granicę, wątek z nią się urwał (mówię o pannie Solskiej). Główna bohaterka drugiego tomu (Madzia), czasami mnie irytowała swoim zachowaniem, bo ciągle zmieniała zdanie i zachowywała się jakby wiecznie była w chmurach i nie myślała o rzeczywistości. Pomimo tego, że była bardzo serdeczną, opiekuńczą i pomocną osobą, nie potrafiła się odnaleźć w otaczającym ją świecie. Pani Latter natomiast zdobyła moją sympatię, z powodu na dramatyzm swojego życia - robiła wszystko, żeby jej dzieci miały się dobrze, lecz one tego nie doceniały. Jednakże przez zacofanie, nieprzystosowywanie się do nowych sytuacji, troszeczkę mnie od siebie odstręczyła. Niesamowita była natomiast pani Howard, która uważała się za emancypantkę, lecz kończyło się to na pisanych przez nią traktatach, bo gdy dziewczyny chodziły na schadzki z mężczyznami, była wielce oburzona. Taka z niej była właśnie kobieta wyzwolona.

Denerwującym faktem jest to, iż powieść ma 4 tomy. Ja w swoim wydaniu miałam tylko dwa, co dziwne, myślałam, że właśnie tylko tyle ma być. Ech, cóż... Nie wypowiadam się na ten temat. W każdym razie doszłam do momentu, kiedy Madzia wyjeżdża z powrotem do Warszawy. 

Powieść jak już mówiłam na początku, czyta się całkiem dobrze. Chciałam ten utwór wziąć do swojej prezentacji maturalnej, ale bardziej niż z tematyką dotyczącą emancypacji kobiet, związany jest z tematyką problemów społecznych. Niewątpliwie emancypacja była jednym z nich. A ja potrzebuję czegoś bardziej wyrazistego, co nie oznacza, że nie znajdują się tam przykłady wyzwolenia kobiet. Są one zobrazowane, lecz raczej prześmiewczo - panna Howard jako karykatura emancypantki, pani Latter nie sprawdzająca się na stanowisku kierowniczym oraz Madzia, kobieta nie z tej planety, która chciałaby coś zmienić, ale nie wie co i nie wie jak.
  

środa, 13 marca 2013

Cecily Von Ziegesar, "Nikt nie robi tego lepiej. Plotkara 7".

Autor: Cecily Von Ziegesar
Tytuł:  "Nikt nie robi tego lepiej. Plotkara 7"
Gatunek: młodzieżowa
Ilość stron: 247
Ocena: 7/10
Cykl: Plotkara

Blair, Serena, Chuck, Dan i reszta śmietanki towarzyskiej Manhattanu powoli szykuje się do wyboru swoich przyszłych uczelni. Niestety wybór mają tylko wybrani. Taka na przykład Blair dwoi się i troi, żeby tylko zostać przyjętą do Yale, a Serena jedynie roztaczając swój urok, juz ma zaproszenie do wszystkich prestiżowych szkół wyższych. W tym wymarzoną swej najlepszej przyjaciółki. Nowy konflikt jak na razie wisi tylko w powietrzu, do czasu, kiedy Blair dowie się, o tym, że nie została przyjęta, a Serena tak i to od dawna lub wszystko ułoży się szczęśliwie i obie będą od jesieni w Yale. Cóż, wtedy strach się bać, bo pewnie jeszcze tysiąc razy naprzemiennie to się pokłócą i to będą spędzać razem czas sącząc martini nad basenem w trakcie wakacji.

Możecie się śmiać lub nie, ale aktualnie czytam wszystko to czego nie mam lub to co mam, tylko okazuje się w trakcie lektury, że jednak nie wykorzystam -,-. Nie ma to jak matura. Jednym zdaniem. Tyle o mnie, a teraz o książce. O ile jestem wielką fanką serialu, o tyle książkę przeczytałam tylko jedną, no tak dokładniej dwie z serii, bo kiedyś pożyczyła mi jedną koleżanka w gimnazjum.
 
Ogólnie lubię takie młodzieżowe czytadła, w których wszyscy się upalają, chodzą w markowych ciuchach i jedynym ich zmartwieniem jest to, z kim spędzili ostatnią noc, czy chcieliby spędzić jeszcze jedną, w co się ubrać oraz  na jaką imprezę pójść w przyszłym tygodniu. Nawet "biedacy" według słownika Manhattańskiej elity żyją ponad to, co my mamy w Polsce, dlatego fajnie przenieść się winne realia i życie. Jednakże najlepiej  nie myśleć co by było gdyby takie życie przytrafiło się nam, zwykłym śmiertelnikom, a może w przypadku niektórych z Was już tak jest?
 
O książce - więcej - stwierdziłam, że nie będę karała książki za to, że zajmuje się nią nieodpowiedni personel i wyłowiłam ponad 20 błędów, składających się z samych literówek lub braku przyimków, przedimków, spójników, etc. Nie, Chuck w tej książce nie występuje, oprócz kilku zdań na temat tego, jak to chodzi po jachcie z wydepilowaną klatą i jest wielkim fanem zakupów. I tak Blair ciągle jest z tym nieudacznikiem Nate'm i tak znowu się kłócą i wracają do siebie. Dan robi wielką karierę jako rockman, zyskuje na tym bardzo Jenny. Jak? Chodzi na imprezy organizowane przez jego zespół, aż wreszcie sama zyskuje sławę. Już nie tylko przez kontakty z Sereną. Vanessa jak zwykle wszędzie odchodzi od normy, w tym w poszukiwaniu współlokatora do mieszkania. Spotyka samych dziwaków, aż wreszcie zamieszkuje, z Tą Której Imienia Nie Wolno Wymawiać. Przekonajcie się sami. Czyta się bajecznie, lektura niezbyt długa, taka na tydzień jeżdżenia w autobusie przez 20 minut.

czwartek, 7 marca 2013

Film: "Dziewczyna w czerwonej pelerynie".

Tytuł: "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"
Reżyser: Catherine Hardwicke
Scenariusz: David Johnson
Rok: 2011
Gatunek: fantasy, horror
Obsada: Amadna Seyfried, Gary Oldman, Virginia Madsen
Ocena: 7/10

Młoda dziewczyna Valerie jest zakochana w Peterze, lecz zaręczona z Henrym. Pewnego dnia jej siostra zostaje zabita przez wilkołaka. W krótkim odstępie czasu zostają zabite kolejne osoby. Dlatego do wioski Daggerhorn przyjeżdża Solmon, którego żona była potwornym monstrum. Zabił ją, aby ocalić córki. Mężczyzna przyjeżdża ostrzec, że wilkołaka powinni poszukiwać pomiędzy sobą. W trakcie kolejnego napadu potwora na wioskę, nawiązuje on kontakt z Valerie. Okazuje się, że potrafi z nim rozmawiać. Solmon wykorzystuje to i postanawia zrobić z dziewczyny wabik na wilkołaka. 

Jako, że ostatnimi czasy mam ochotę na oglądanie wszelkiego rodzaju adaptacji baśni po zobaczeniu serialu "Dawno, dawno temu". Ta jest całkiem niezła. Na pewno reprezentuje sobą świeże spojrzenie na historię kilka razy już przerobioną. Najbardziej spodobało mi się to, w jaki sposób dziewczyna dostała swój czerwony kaptur.  Oczywiście jak w każdym filmie, nie mogło zabraknąć motywu romansu i tego, że dwaj mężczyźni kochali ją, ona była wierna jednemu.

Bardzo spodobało mi się to, że tutaj nie było oklepanego wilka, a wilkołak oraz wilkołackie dziedzictwo przekazywane z pokolenia na pokolenie. Do samego końca nie potrafiłam się domyślić kto nim był! A to akurat uznaję za wielki plus tego filmu. Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o efekty i scenografię, nie zawiodłam się. 

Trochę przeraził mnie fakt, że Catherine Hardwicke, oceniona przeze mnie przez pryzmat "Zmierzchu", była reżyserem. Nie można zaprzeczyć. Klimat w obydwóch filmach był bardzo podobny. Przynajmniej jeśli chodzi o rozpoczęcie i zakończenie. Gra aktorska jak dla mnie była w porządku. Mogę z czystym sumieniem przyznać, że nie zaszkodziła w żaden sposób filmowi, ale też go w jakiś sposób nie ulepszyła.  

Bardzo lubię tego rodzaju filmy, dlatego nawet jeżeli byłaby to największa szmira świata i tak bym go Wam poleciła, bo jest to dla mnie swego rodzaju powrót do lat dziecięcych, ale w bardziej interesujący, nieoklepany sposób. Zawsze uwielbiam zgadywać w trakcie oglądania, jak będzie toczyła się akcja i w jaki sposób jakie elementy ulegną zmianie. 

wtorek, 5 marca 2013

Ally Carter, "Powiedziałabym ci, że cię kocham, ale... ".

Autor: Ally Carter
Tytuł: "Powiedziałabym ci, że cię kocham, ale... "
Gatunek: młodzieżowa/ przygodowa/ romans
Ilość stron: 269
Ocena: 6/10
Cykl: "Dziewczyny z Akademii Gallagher"

Cameron Morgan nie jest zwykłą szesnastolatką. Wraz ze swoimi przyjaciółkami uczęszcza do najlepszej szkoły dla szpiegów płci żeńskiej - Akademii Gallagher. Uczą się w niej łamać kody, posługiwania się wieloma językami, sztuk walki oraz wiadomości o krajach. W tym roku dziewczyny mają pierwsze zajęcia z szpiegostwa w terenie z nowym nauczycielem, Solomonem. Dodatkowo same sobie organizują akcję, którą jest bliższe poznanie Josha, chłopaka, w którym zakochała się Cameron. W pewnym momencie będzie ona musiała wybrać pomiędzy miłością, a przyszłą karierą szpiega światowej sławy.

Książka jest warta polecenia, jednakże do przeczytania tylko pierwszych stu paru stron, dla tych, którzy chcieliby poczytać o zajęciach dla szpiegów, różnych gadżetach, czy też nauczycielach - dawnych agentów CIA, MI6. Kolejne rozdziały są o tym, jak główna bohaterka zakochuje się w Joshu i robi wszystko, żeby się z nim jak najczęściej spotykać. Pomagają jej w tym oczywiście przyjaciółki.

Powieść bardzo szybko się czyta i gdyby nie to, że nagle "zakwitł" ten romans i pózniej cała akcja skupiła się tylko na nim, stwierdzam, że byłaby to jedna z najbardziej przebojowych książek dla nastolatek, z jakimi kiedykolwiek miałabym styczność. Jako, że niestety, miłość i literatura młodzieżowa to para nierozłączna, przez ostatnie 100 stron czytałam, żeby po prostu wiedzieć jak się wszystko skończy. No i koniec nie był zaskakujący. Tak, wszystko kończy się szczęśliwie. Ja nie jestem fanką takich typowych zakończeń, dlatego niezbyt byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. 

Najbardziej jednakże rozbrajała mnie ogromna ilość błędów w druku. Jeszcze się z taką nie zderzyłam. O ile język był pierwszorzędny, o tyle błędy i to na okładce: "Powiedziałabym, że cię kocham ale". Patrzeć na to nie mogę! Niestety zawartość też trochę kuleje i osoby, które chcąc nie chcąc zwracają na to uwagę muszą to po prostu jakoś znieść. Ogólnie rzecz biorąc, książkę oceniłabym wyżej o 1, ale z powodu natłoku literówek, braku kropek i tej okładki. (Nie wyglądałby ładniej: "Powiedziałabym Ci, że Cię kocham, ale... "?).

niedziela, 3 marca 2013

Eliza Orzeszkowa, "Marta".

Autor: Eliza Orzeszkowa
Tytuł: "Marta"
Gatunek: dramat
Ilość stron: 249
Ocena: 7/10

Młoda kobieta - Marta, w wieku dwudziestu pięciu lat zostaje wdową. Po śmierci męża wraz z czteroletnią córką przenosi się z bardzo dobrze urządzonego mieszkania, do małego pokoju na ul. Piwnej. Po kilku tygodniach zaczyna jej brakować pieniędzy na utrzymanie, dlatego też idzie do biura informacji dla nauczycieli i nauczycielek, gdzie dostaje ofertę pracy jako nauczycielka języka francuskiego. Szybko okazuje się, że jej podopieczna o wiele lepiej dysponuje językiem obcym niż młoda wdówka, dlatego też odchodzi ona z pracy. W trakcie poszukiwań innych zajęć, dzięki którym mogłaby zapewnić przetrwanie sobie i córce, okazuje się, że nie posiada gruntownych wiadomości na żadnym polu. To czym mogła zachwycać innych na salonach, czy w gronie rodzinnym, okazuje się niewystarczające do podjęcia jakiegokolwiek zawodu. Natomiast, gdy mogłaby wykonywać dane zajęcie, nikt nie chce dać jej posady, ponieważ jest kobietą, co więcej kobietą kiedyś zamożną, teraz na skraju ubóstwa.

Książkę o dziwo, pomimo jak zwykle troszkę niezbyt przyjemnego języka Elizy Orzeszkowej bardzo szybko się czyta. W powieści zostają przedstawione realia kobiet ze sfery wyższej, które nagle zostają bez grosza przy duszy. Marta, tytułowa bohaterka, choć ma umiejętności okazują się one niewystarczające do zrobienia wyrazistej konkurencji mężczyznom. Z każdym dniem przekonuje się coraz bardziej, jak trudno kobiecie bez gruntownego wykształcenia zdobyć jakikolwiek zarobek. W trakcie gdy doznaje wielu porażek oraz przekonuje się o tym, jak świat jest okrutny dla przedstawicielek płci żeńskiej spotyka się z dwoma kobietami, które poradziły sobie z problemami życia codziennego. Jedna, dzięki temu, że przez całe życie jej rodzice posyłali ją na lekcje szycia została szwaczką i teraz utrzymuje całą rodzinę - schorowanego ojca, matkę oraz rodzeństwo. Druga natomiast po tym, jak w błyskawicznym tempie straciła wszystko, stała się kochanką, w celu prowadzenia dostatniego życia. Zaproponowała jej ona ten sam sposób zarobku na życie. Marta, posiadająca swoją godność, nie zgodziła się.

Najbardziej przerażającym aspektem tej powieści jest właśnie owa nierówność płci, o której zwalczenie kobiety tak długo walczyły. Mężczyźni, nie ważne jakie posiadaliby wykształcenie, mogliby nawet nie mieć żadnej wiedzy ani umiejętności, jednakże znaleźliby dla siebie stanowisko. Natomiast kobieta, jeśli nie posiadała gruntownego wykształcenia w wybranych (!) dziedzinach, bo nie mogła się zajmować wszystkim, czym tylko chciała, była odsyłana z kwitkiem, jak Marta. W powieści tej zostały pokazane osoby, które chciałyby zmienić jej sytuację, w jakiś sposób jej pomóc, lecz przez szeroko pojęte konwenanse, nie mogły tego robić, nie chcąc narażać się na utratę klienteli. 

Ciekawym epizodem w powieści była rozmowa dwóch mężczyzn w sklepie z książkami, gdzie jeden mówił o tym, że kobiety są jedynie po to, żeby ładnie się prezentowały i były ozdobą mężczyzny. Płeć żeńska w XIX w. jest traktowana przedmiotowo. Do płci męskiej należy decydowanie o jej losie. I o ile, gdy mężczyzna bałamuci kobiety, nawiązuje mnóstwo romansów, jest wielce poważany, o tyle płeć piękna po takim uczynku posiada złą reputację i nie cieszy się szacunkiem innych. 

Mnie książka bardzo się podobała, ponieważ żywo interesuję się tym, jak wyglądało życie kobiet kiedyś, jak przedstawicielki płci żeńskiej dochodziły do swoich praw. Nie można im odmówić odwagi, wręcz przeciwnie. Patrząc teraz na nasze czasy, stwierdzam, że nadal mamy takie same typy ludzi - tych, którzy chcą coś osiągnąć zgodnie ze swoimi przekonaniami oraz tacy, którzy idą na łatwiznę. O powieści na zakończenie mogę powiedzieć, że do samego końca kibicowałam Marcie, żeby wszystko się dobrze skończyło. Niestety, obyło się bez szczęśliwego zakończenia, w celu uprzytomnienia kobietom, żeby miały dla siebie szacunek i jak najszerszą edukację, bo nigdy nie wiadomo, jak  potoczy się ich los. 

sobota, 2 marca 2013

Katarzyna Szumlewicz, "Emancypacja przez wychowanie, czyli edukacja do wolności równości i szczęścia".

Autor: Katarzyna Szumlewicz
Tytuł: "Emancypacja przez wychowanie, czyli edukacja do wolności równości i szczęścia"
Gatunek: naukowa, popularnonaukowa
Ilość stron: 380
Ocena: 4/10

Książka ta jest poświęcona doktrynom filozoficznym dotyczącym wychowania oraz jego przemian. Głównie opiera się na epoce oświecenia. Autorka książki omawia traktaty Kanta, Johana Stuarta Milla, Fouriera, Owena i mało znaną Wollstonecraft oraz komentuje je. Dzięki tej pozycji na pewno dowiemy się trochę więcej o filozofach i ich ideologiach. Ponadto to, w jaki sposób było ukształtowane społeczeństwo pod względem nauczania. Większość ludności nie posiadała w tamtych czasach możliwości zdobycia wykształcenia, dlatego przez znaczną część traktatów przemawiała idea bezpłatnej nauki obejmującej wszystkich, bez względu na klasę społeczną. W minimalnym stopniu książka podejmuje temat zależności płci żeńskiej od męskiej oraz w jaki sposób i w jakich obszarach starano się to zmienić (czyt. wyzwolić kobiety).

Moje pierwsze wrażenie dotyczące tej książki było bardzo mylne. Nie powiem, kupiłam tę książkę bez przeglądania, bo uważałam, że tytuł, jak i okładka stanowią o jej zawartości, czyli emancypacji kobiet. Niestety, nic bardziej mylnego. Już w samym wstępie było jasno przedstawione, że to nie książka o emancypacji kobiet, a ideach wychowania, uchodzących za nowoczesne w oświeceniu. Co za tym idzie, dotyczące wszelkiej maści filozofów, z którymi nigdy nie miałam większej styczności, aniżeli na lekcjach języka polskiego, omówionych do tego po macoszemu.

Jest to na pewno dobra pozycja dla tych, którzy chcą poszerzyć swoją wiedzę na temat filozofii, jako takiej oraz zobaczyć w jaki sposób, to co jest dla nas teraz oczywiste (wychowanie oraz sposób w jaki przebiega), wyglądało w trakcie "formowania swojego kształtu". Język autorki jest jak najbardziej składny, lecz nie można zapominać o tym, że posiada ona stopień naukowy doktora i czasami będziemy mieli styczność z bardziej wyszukanym słownictwem. 

Temat książki, czyli to co wszystkich interesuje zapewne najbardziej. W pierwszym rozdziale został omówiony między innymi "Emil" Rousseau, w którym filozof zakładał, że młody człowiek powinien ukształtować najpierw swój światopogląd, nim wybierze wiarę do jakiej chce przynależeć. Natomiast kobieta z góry ma przyjmować wiarę od swoich rodziców. Ciekawym aspektem była też omówiona relacja między mężczyzną właśnie, a kobietą przez pierwszych feministów i feministki. Kobieta przedstawiona została jako uzależniona od mężczyzny. Miała mu się w pełni oddawać, być posłuszna i nigdy sprzeciwiać przeciwko jego woli. Próbowano to, oczywiście obalić w różnoraki sposób i w pod różnymi aspektami. Najważniejszym było pozwolenie kobiecie na praktykę zawodową wynagradzaną tak sam jak praca mężczyzny. Okazuje się, że właśnie dlatego większość mężczyzn obawiała się emancypacji - żeby nie stracić swojej pozycji w domu, jako tego, od którego wszystko zależy. 

Najciekawszym punktem, dla którego tę książkę powinno się przeczytać jest omawiana tutaj ideologia Fouriera - był on socjalistą utopijnym. Chciał, aby szkoły były koedukacyjne, kobiety i mężczyźni do 15 roku życia ubierali się tak samo. Po 15 roku życia uważano ich za dojrzałych na tle seksualnym, psychicznym i fizycznym. Wtedy to dopuszczał on (filozof) do nieograniczonej ilości stosunków seksualnych. Chciał, aby w szkołach nie było żadnych zakamarków, miejsc intymnych, wszystko miało się sprowadzać do rzeczy publicznej (!). Nie mogę powiedzieć, w niektórych momentach pojawiał się uśmieszek na mojej twarzy w trakcie czytania, z powodu niektórych absurdalności przedstawianych systemów. 

Gdyby nie to, że książka nie spełniła moich początkowych oczekiwań, prawdopodobnie oceniłabym ją wyżej. Możliwe, że nawet na 6, lecz z powodu zawodu i wydatku, jaki mnie kosztowała, ocena zeszła o dwa punkty w dół.

czwartek, 28 lutego 2013

Carolyn Meyer, "Anastazja. Ostatnia wielka księżniczka".

Autor: Carolyn Meyer
Tytuł: "Anastazja. Ostatnia wielka księżniczka"
Gatunek: pamiętnik
Ilość stron: 208
Ocena: 7/10
Cykl: Pamiętniki księżniczek

Opowieść o ostatnich przedstawicielach rodu Romanowów, nieprzerwanie panujących w Rosji od 1613 roku. Powieść ta jest pamiętnikiem Anastazji, córki cara Mikołaja II. Akcja utworu zawiera się w latach 1914-1918, czyli do czasu egzekucji wykonanej na rodzinie carskiej. Młoda dziewczyna zapisuje swe wspomnienia dotyczące ulubionych zajęć, wystawianych sztukach wraz z rodzeństwem, czy swoich troskach i zmartwieniach. Ponadto opisuje poszczególnych przedstawicieli swojej rodziny. Car, nie jest tutaj przedstawiony jako władca, lecz ukochany tata, którego córka boi się stracić na wojnie. Przedstawiane w książce wydarzenia pokazują w jaki sposób młoda dziewczyna żyła w luksusie oraz skrajnej biedzie pod koniec życia, przed dokonaniem na niej (i jej najbliższych) egzekucji.

Powieść ta pokazuje w jaki sposób Anastazja mogła odbierać wszystko, co działo się wokół niej w latach 1914-1918. Jest to swego rodzaju opowiedzenie tego, jak jej historia mogła wyglądać, jak mogła się czuć młoda księżniczka wśród swoich bliskich, gdy nic jej nie zagrażało oraz w czasie wielkiego niebezpieczeństwa jakie czyhało na nią każdego dnia w trakcie wojny. Dowiadujemy się z książki o tym, jakie zajęcia mogły jej się podobać oraz jakie nie. Do jej ulubionych zajęć w powieści zaliczane są zabawy ze zwierzętami oraz przebywanie w rodzinnym gronie (odbywanie różnego rodzaju wycieczek wraz z rodziną). Czytając książkę, nie ma się wrażenia, że jest ona nie wiadomo kim. Wszystko przedstawione jest zwyczajnie. Bohaterka książki ma takie same zmartwienia jak każda inna nastolatka, jednakże niektóre wykraczają poza standardy (np. dostanie w prezencie urodzinowym diamentu).

Książka ta jest dobrze napisana, stosunkowo krótka i szybko się ją czyta. Wreszcie możemy zobaczyć, w jaki sposób żyła rodzina carska. Wszystko to należy jednakże traktować z przymrużeniem oka, ponieważ nie ma tutaj suchych faktów historycznych, a autorka mogła się jedynie domyślać tego, w jaki sposób swój dzienniczek mogła prowadzić Anastazja. Jest to na pewno bardzo fajny sposób na poznanie sylwetki ostatniej księżniczki oraz jej rodziny. Można to określić jako wstępniak do dużej powieści historycznej o Rosji XX w. Mnie ta książka bardzo zachęciła do poznania bliżej dynastii Romanowów.

wtorek, 26 lutego 2013

Serial: "Dawno, dawno temu".

Czy Wam także zdarza się czasami tęsknić za bajkami z dzieciństwa? Czasami macie odczucie, że fajnie byłoby do nich wrócić, lecz w innej formie? Teraz jest to możliwe, dzięki serialowi "Dawno, dawno temu".

Wszystko zaczyna się w bajkowej krainie, gdy Zła Królowa wygnana ze swojego królestwa przez księcia i Śnieżkę postanawia zemścić się na wszystkich, którzy zniszczyli jej życie.  Ma ona zamiar przenieść wszystkich bohaterów baśniowej krainy do innego wymiaru, w którym to ona będzie żyć długo i szczęśliwie. Przez rzuconą klątwę mieszkańcy przenoszą się do naszego świata, zapominając jednocześnie kim byli tam. Jedyną osobą, która może przywrócić im pamięć oraz sprawić, żeby wszystko dla wszystkich zakończyło się dobrze, jest córka Śnieżki i księcia, wysłana do naszego świata jako niemowlę.

Fantastyczny serial, którego nie mam dosyć! Pamiętam dzień, kiedy zobaczyłam pierwszy odcinek, oczywiście na nim się nie skończyło. Wręcz przeciwnie, oglądałam ten serial przez cały dzień, tak mnie wciągnął. To naprawdę niesamowity pomysł i pomimo tego, że aktualnie jest wiele filmów, dzięki którym starodawne baśnie przeżywają swój renesans, ten jest pozycją obowiązkową!

Każdy epizod opowiada o innej baśniowej postaci. Cała akcja serialu mająca miejsce w teraźniejszości, jest wyjaśniana przez fragmenty z przeszłości. Mi najbardziej podobają się odcinki z królewną Śnieżką i księciem oraz Pięknej i Bestii. Jedynym minusem tego serialu jest to, że emitowany jest tylko jeden epizod tygodniowo.
 

W pierwszym sezonie córka księcia i Śnieżki przybywa do Storybrook, zaczarowanej miejscowości, w której żyją wszyscy bohaterowie baśni (posiadający amnezję, oprócz Złej Królowej i Rumplestilskina), dzięki swojemu synowi. Początkowo nie potrafi mu uwierzyć w to, że wszyscy mieszkańcy to kolejno siedmiu krasnoludków, Zła Królowa, Czerwony Kapturek, Pinokio, itp. Jednakże z czasem wydaje jej się być to coraz bardziej logiczne.


W drugim sezonie, gdy wszyscy odzyskali już pamięć Regina stara się zmienić dla swojego syna - Henry'ego. Niestety przez to, że jej matka wydostaje się z krainy baśni wraz z Kapitanem Hakiem, staje się jeszcze gorsza (czyt. bardziej zła). Ten sezon jest poświęcony w głównej mierze właśnie Reginie oraz relacjom jakie łączyły ją z matką. Ponadto szeroko został tutaj omówiony wątek Belli i pana Golda.

piątek, 22 lutego 2013

Początki przekładów w Polsce.

Jako, że aktualnie czytam książkę "Okresy literackie", postanowiłam, że podzielę się z Wami z co ciekawszymi fragmentami. Aktualnie czytam historię renesansu (odrodzenia). Okresu, w którym wykształciły się języki narodowe, czyli zaczęła się szeroko pojęta translacja.

Jednym z najważniejszych przekładów tego okresu na język polski był "Dworzanin polski" autorstwa Łukasza Górnickiego, oryginał - "Il Cortegiano" ("Dworzanin") napisał Włoch Baltazar Castiglione.

O ile w oryginale poruszane były kwestie polityczno-społeczno-ekonomiczne we Włoszech, o tyle "Dworzanin polski" (jak sama nazwa wskazuje) był jego polskim odpowiednikiem, a co za tym idzie o polityce, społeczeństwie i ekonomii państwa polskiego. Akcja u Górnickiego została umieszczona na dworze biskupa Samuela Maciejowskiego, a tematem były rozmowy dworzanina z jego kompanami.  

Właśnie taki sposób tłumaczenia, a mianowicie odwzorowywanie tego, co ktoś napisał (innymi słowy - skopiowanie pomysłu), panowało do XVIII w. w Polsce. Dzieła te, czyli oryginał i przekład różniły się znacząco, jeśli nie powiedzieć, że były to zupełnie dwa odmienne teksty.

Patrząc na to jak kiedyś "tłumaczono", stwierdzam, że to w jaki sposób teraz to robią, różni się diametralnie od tego co było, lecz niektóre standardy przekładów nadal są stosowane. A mianowicie używane żargony oraz konteksty społeczne, dowcipy, itp. Wszystko to jest sprowadzane do polskiej kultury (oczywiście, jeśli zgodzi się z tym wydawca, redaktor, etc.). Potraficie sobie wyobrazić Harry'ego Pottera przełożonego na polski wedle zwyczajów panujących w odrodzeniu?

Akurat mogę podać jeden przykład, w którym powieść została przełożona według starych reguł (czyt. odwzorowana) - "Dziennik Bridget Jones" oraz polska wersja "Dziennik Trójkowej Bridget Jones, czyli Brygidy Janowskiej". 

czwartek, 21 lutego 2013

Film: "W chmurach".

Tytuł: „W chmurach”
Reżyser: Jason Reitman
Scenariusz: Sheldon Turner, Jason Reitman
Rok: 2009
Gatunek: dramat, komedia
Obsada: George Clooney, Vera Farminga, Anna Kendric
Ocena: 7/10

Ryan Bingham przez całe życie lata samolotami z miejsca na miejsce. Jego praca polega na zwalnianiu pracowników z najodleglejszych terenów USA. Robi to profesjonalnie od wielu lat. Jego największym marzeniem jest przemierzenie 10 milionów mil. Problemy zaczynają się, kiedy w jego firmie pojawia się dziewczyna, która wprowadza nowoczesną technologię zwalniania pracowników przez wideokonferencję. Przed wprowadzeniem nowego systemu przebywa szkolenie pod okiem Ryana. On, wieczny samotnik, ona, która najchętniej zamieszkałaby w jednym miejscu i poświęcała się swoim najbliższym. Kto kogo przekona do swoich racji?
Co masz w swoim plecaku? Tym pytaniem rozpoczyna się każda konferencja, której prowadzącym jest Ryan. W trakcie niej stara się wyjaśnić ludziom, dlaczego przywiązywanie się do rzeczy oraz przedmiotów zwiastuje same problemy i nie ma z tego żadnego pożytku. Do czasu.

W trakcie jednej z wielu podróży poznaje kobietę, relacja ma być taka sama jak zwykle (bez zobowiązań), lecz przez towarzystwo początkującej w tym fachu Natalie, Ryan zaczyna zupełnie inaczej patrzeć na swoje życie. Dostrzega wady bycia wiecznie "w chmurach" - samotność, której nie zastąpi satysfakcja zawodowa, bo nie ma tego z kim celebrować.

Jako, że jest to komedia i dramat, niestety zakończenie jest smutne, drażniące, dla ludzi, którzy dopiero co zakończyli związek. Nie radzę przynajmniej im tego oglądać, chyba, że chcą w ten sposób wyżyć się emocjonalnie (czytaj popłakać). Możliwe, że właśnie dzięki temu złemu zakończeniu, historia Ryana wydaje się być bardziej realistyczna. Nie masz nikogo bliskiego, pokochaj to co robisz.

W moim odczuciu jest to bardzo dobry film, momentami zbyt ckliwy, lecz właśnie przez to widz do samego końca myśli, że ta historia zakończy się szczęśliwie. W pewnym rodzaju tak właśnie jest. Mężczyzna pozostaje wierny swoim przekonaniom, lecz czy nadal będzie tak szczęśliwy, jak w pierwszych minutach filmu? To musimy dopowiedzieć sobie sami, przez interpretację ostatnich słów, jakie wypowiada.

Nie można narzekać na obsadę. Wszyscy spisali się bardzo dobrze, mogę nawet powiedzieć, że wyszło to dosyć zgrabnie. Niestety nie rozumiem za co Anna Kendric dostała nominację do Oscara, bo pomimo tego, że jej gra była dobra, nie powalała na nogi. Vera Farminga wcieliła się znacznie lepiej w swoją postać, ale wiadomo, każdy ma swoją opinię.

Podsumowując, film jak film - fajnie zobaczyć wieczorem, kiedy nie leci nic ciekawego w telewizji. Mogę nawet serdecznie go polecić, bo każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Jakąś własną filozofię.

wtorek, 19 lutego 2013

Witold Gombrowicz, "Ferdydurke".

Tytuł: „Ferdydurke"
Autor: Witold Gombrowicz
Gatunek: klasyka polska
Ilość stron: 264
Ocena: 8/10 (!)*

Opowieść o niebanalnym Józiu, który ma 30 lat i postanawia napisać książkę. Akurat w trakcie pracy nad dziełem, pojawia się znikąd w jego mieszkaniu profesor Pimko. Zadaje mu wiele najróżniejszych pytań, po czym stwierdza, że jego wiedza jest niepełna i wysyła go do szkoły – 6 klasy. Ponadto dba on o nowe zakwaterowanie Józia w domu Młodziaków – ludzi nowoczesnych. W trakcie spędzonego czasu w szkole i „nowym domu” po raz kolejny zostaje wciągnięty w wir bójek, rozterek miłosnych, zdrad i dziecięcego animuszu, który, jak się okazuje jest wszędzie. Gdziekolwiek nie spojrzysz jesteś upupiany. Strzeż się!
"Szła spokojnie z podniesioną głową, a na twarzy jej widniała szczególna mądrość, rzekłbym  mądrość urządzeń kanalizacyjnych."
Kompletny bełkot! Jak ja to zniosę?! – tak brzmiały moje pierwsze myśli związane z „Ferdydurke”. Jednakże im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym bardziej dostrzegałam, że ta niebanalna forma jest częścią kreacji głównego bohatera – zagubionego w świecie pełnym gęb, gdzie ciągle trzeba nadstawiać gębę, żeby nie być upupianym. Nie chcesz być upupiany? I tak zostaniesz, na to nie ma rady.

Bezsensowna szkoła i tak samo bezsensowne nauczanie. W szkole Józia nie ma czasu na naukę, nie ma nauczycieli z pasją. Mają być nudni, monotonni według zarządzenia dyrektora. Dlatego większość z nich stanowią dinozaury nie z tej planety, których wiedza kończy się na stwierdzeniu „… wielkim poetą był”. Nazwisko nie gra roli w trakcie zajęć z literatury. Dopiero, gdy ktoś nie zgadza się z tą tezą, w klasie zaczyna panować chaos. Nauczyciel wpada w amok, nie wie co robić. Uczniowie muszą poddać się jego woli. Stosuje do tego najróżniejsze techniki – płacz, zgrzytanie zębów, pokazywanie zdjęć rodzinnych oraz błaganie. Przypominają się czasy PRL-u, lecz w krzywym zwierciadle.

Upupianie i te wszystkie pozy i gęby. W pierwszym rozdziale nasz bohater został upupiony (upokorzony, udziecinniony) przez profesorka, za co wdzięcznie mu się odwdzięczy pod koniec utworu. (W jaki nie zdradzę). W każdym razie nikt nie jest dojrzały, wszyscy są niedojrzali i postępują jak inni, bo różnorodność jest zła. Tylko schematy są dobre w rzeczywistości Józia. Dlatego wszelakie formy zerwania ze zniewoleniem przez formę są niedopuszczalne i kończą się klęską. Brzmi podobnie? Też tego doświadczasz? Pozy i gęby to oddzielna tematyka. Nikt nie jest sobą, zarówno wszyscy są sobą, bo nikt twojej gęby nie założy na twarz. Pozy i gęby tworzą sztuczną rzeczywistość, która staje się normą w świecie, gdzie wszyscy stosują tę samą technikę. Banalne, a zarazem genialne.

Filidor i Filibert – coś z innej beczki. Innej czy tej samej? Oto pytanie. Tematyka taka sama, lecz niezwiązana z Józiem. Dwie historyjki wplątane w powieść opowiadają o wpływie ludzi nas otaczających na nas oraz nasze życie. Wszyscy wiemy, jak to jest z wieżą z klocków i jeśli usunie się jeden element z dołu. Wieża runie. W życiu nie ważne jaki wykonasz ruch, każdy jest ważny, można nawet powiedzieć, że od ciebie zależą losy innych ludzi i ty jak się już pewnie domyśliłeś, także od nich zależysz. Piękne stwierdzenie i jakże trafne, przynajmniej moim zdaniem.

Dojrzałość w słowniku Gombrowicza to słowo zbędne, bo nie ma dojrzałości w świecie ciągle niedojrzałych. Można powiedzieć, że rzeczywistość Józia to taka Nibylandia, w której nikt, nawet Kapitan Hak swoim zachowaniem, nie przypomina dorosłego. I właśnie przez to czytelnikowi nasuwa się pytanie po przeczytaniu (lub w trakcie lektury) „Co to jest dorosłość? Czy będzie mi dana?”. Moim zdaniem, nikomu nie będzie dana. Bądźmy i żyjmy jak ludzie nowocześni. Nie przejmujmy się niczym, a w razie kłopotów zróbmy to co Józio.

Książka ta była dla mnie na początku samym bełkotem, potem się do niej coraz bardziej przekonywałam, lecz mogę powiedzieć jedno – gdyby było jeszcze więcej tego bełkotu pewnie bym nie wytrwała do końca lektury tak szybko. Kunszt literacki, to zagmatwanie słów i ich bezsensowność tworzą sens. Jest to część kreacji Józia oraz jego dziwnego świata, który jest równocześnie naszym światem. Światem absurdu. Po przeczytaniu i w trakcie lektury dopadło mnie przekonanie, że niczym się nie różnimy od Józia i jemu podobnych. Akcja wartka, narracja pierwszoosobowa i wydarzenia z życia Józia są zabawne, wręcz komiczne. Polecam przede wszystkim fragmenty o Filibercie i Filidorze. Moim ukochanym fragmentem, a zarazem rozdziałem jest „Przedmowa do Filidora dzieckiem podszytego”. Zastanawiałam się nawet, czy powinnam była tę książkę ocenić, bo jest nie do ocenienia. Po prostu do przeczytania. 
*- serdecznie polecam.

Henryk Sienkiewicz, "Potop".

Tytuł: „Potop”
Autor: Henryk Sienkiewicz
Gatunek: klasyka polska
Ilość stron: 905
Ocena: 7/10
Andrzej Kmicic był brawurowym rycerzem, o którym słyszano wiele opowieści. Dzięki hojności Billewicza uzyskał on ziemie oraz narzeczoną, Aleksandrę, w której od razu się zakochał. Niestety los mu nie sprzyjał. Przez nadgorliwość oraz wybuchowy temperament swój i szajki, której dowodził, zhańbiona została jego reputacja wśród opiekunów wybranki jego serca. Tak też mężczyzna postanowił wziąć udział w wojnie przeciw Szwedom, wspierając wojska Janusza Radziwiłła, który niechybnie go oszukał, mówiąc, iż sprzyja ojczyźnie, będąc osobą, która przyczyniła się znacznie do jej upadku. Gdy tylko Kmicic się o tym przekonał, chcąc odzyskać honor i dobrą sławę, odszedł od Radziwiłła, przebrał nazwisko Babinicz i stał się jednym z największych pogromicieli Szwedów w Polsce.

Powieść ta zarówno mnie nużyła jak i ciekawiła. Czasami, gdy czytałam kolejne strony książki miałam przeogromną chęć na drzemkę i zazwyczaj właśnie tym się to kończyło. Dlatego też książkę tę polecam wszystkim, którzy mają problemy z bezsennością – w trakcie czytania „Potopu” na pewno się one skończą.
Co było w niej ciekawego?  Sylwetki głównych bohaterów, króla Polski oraz niektóre wydarzenia, jak rozmowa Janusza Radziwiłła z Kmicicem, porwanie Oleńki Billewiczówny, wszystkie sceny z wspaniałym panem Wołodyjowskim oraz najzabawniejsze – pojedynek Zagłoby z małpami.
Najbardziej w tej książce przemawiał do mnie właśnie komizm w postaci pana Zagłoby. Był to wspaniały bajarz, który przypisywał sobie w opowieściach zasługi innych bohaterów, lecz nikt nie miał do niego o to pretensji, bo to był on – Zagłoba. Ponadto jego przybrany krewny Roch Kowalski sprawiał, że pojawiał się uśmiech na moich ustach, jak zresztą pewnie każdego, kto czytał o jego spotkaniu z Gustawem, królem Szwecji i o pierwszym spotkaniu z kochanym „wujaszkiem”. Występował w niej także komizm sytuacji, jako że nasz władca bił pokłony w kościele, żeby tylko Polska do niego wróciła. Niezapomniany był także Bogusław Radziwiłł, który w toalecie zapewne spędzałby więcej czasu niż kobieta na przypudrowywaniu sobie noska. Nie potrafiłam natomiast znieść wszystkich opisów w „Potopie”. Było ich zbyt wiele. Jeżeli autorowi zależało przede wszystkim na tym, żeby nabić jak najwięcej stron, tym samym zanudzając czytelnika jak mops, to dzięki temu właśnie osiągnął swój efekt.
Podsumowując – pomysł ciekawy, wykonanie marne (głównie zepsute właśnie przez nadmierną ilość opisów batalii, budynków, miejscowości). Jako, że w podstawówce czytałam „W pustyni i w puszczy” oraz w gimnazjum niecałych „Krzyżaków”, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że książki fantastyczno-historyczne, Sienkiewicz napisał naprawdę dobre. Przynajmniej mi się je dobrze czytało, o ile nie przysypiałam akurat przy jakimś opisie.

Film: "Merida Waleczna".

Tytuł: „Merida Waleczna”
Reżyser: Brenda Chapman, Mark Andrews
Scenariusz: Brenda Chapman, Irene Mecchi, Mark Andrews
Rok: 2013
Gatunek: animacja, familijny, fantasy, przygodowy
Obsada: Kelly MacDonald, Billy Connolly, Emma Thompson
Ocena: 6/10

„Merida Waleczna” to film o zbuntowanej księżniczce, która robi wszystko wbrew utartym konwenansom. Uwielbia strzelać z łuku, jeździć konno, nienawidzi natomiast noszenia obcisłych sukien i przestrzegania etykiety. Kiedy zostaje zobowiązana do poślubienia jednego z trzech kandydatów, sama bierze udział w zawodach o swoją rękę! Pewnego razu, gdy nie wytrzymuje napięcia na królewskim dworze, wyrusza w podróż. Spotyka wiedźmę, która daje jej zaklęcie, dzięki któremu może odmienić swój los.

Film nie jest komedią, przynajmniej nie ma w nim wiele okazji do pośmiania się. Jest to niezaprzeczalnie film familijny, ale bardziej niż bawić, wzrusza i uczy. Ma swój filozoficzny przekaz, o tym, że każdy powinien się kierować w życiu tym, co jest dla niego ważne. Na obsadę narzekać nie można, pomysł też, ale spodziewałam się czegoś więcej po tym filmie.

Pomimo wielu nagród jakie otrzymał ten film, nie mogę nazwać go arcydziełem, w porównaniu do wcześniejszych produkcji Pixara jak „Potwory i spółka”. Niestety czasy dobrych animacji i fajnych pomysłów przeminęły lub ja po prostu staję się coraz bardziej wymagająca.

Księżniczka przekonała mnie do siebie swoim charakterem, lecz film sam w sobie już nie bardzo. Spodziewałam się, że bardziej zostanie rozwinięty motyw legendy o 4 braciach i animacja pójdzie bardziej w tym kierunku. Cóż, najwidoczniej panuje teraz reguła: „byle zmieścić się w 1,5 godziny”.

Film: "Hansel i Gretel: Łowcy czarownic".

Tytuł: „Hansel i Gretel: Łowcy czarownic”
Reżyser: Tommy Wirkola
Scenariusz: Tommy Wirkola
Rok: 2013
Gatunek: horror, fantasy, akcja
Obsada: Gemma Arterton, Jeremy Renner, Famke Jenssen

Nowoczesna interpretacja bajki o Jasiu i Małgosi. Pewnego dnia ojciec zostawia dwójkę dzieci w lesie i już po nie nie wraca. Rodzeństwo natrafia na domek ze słodyczy i złą czarownicę, którą pokonuje. Po tym wydarzeniu postanawiają się tym zająć zawodowo. Są mistrzami w swoim fachu, do czasu, gdy w jednym miasteczku masowo gubią się dzieci. Co dziwne, tylko wybrane (np. z rodzeństwa jedno znika, drugie pozostaje żywe w domu). Okazuje się, że kluczem do rozwikłania tajemnicy ich oraz czarownic jest przeszłość. Co więcej, okazuje się, że na świecie nie ma jedynie złych czarownic. Te dobre też istnieją…

Filmowa akcja potoczyła się zgodnie z moimi przewidywaniami, co do historii Jasia i Małgosi. Ci, którzy myślą, że film ten będzie krwawy, mogę pocieszyć/zawieść faktem, iż krwi jest mniej niż w filmie Tarantino, pt. „Bękarty wojny”, choć, nie przeczę charakteryzacja czarownic jest bardzo zjawiskowa. Nie można także narzekać na efekty specjalne, takie jak najróżniejsze typy broni, czy owy rozlew krwi na ekranie (mnie się podobał efekt 3D, gdy to się rozłaziło tak blisko przed oczami). Inni natomiast mogą zarzucić nierzeczywistość temu filmowi, bo skąd wzięłaby się taka amunicja w tamtych czasach? Czy też strzykawka, którą posługuje się Hansel.

Obsada, najważniejsze w tym filmie. Powiem w ten sposób. Jestem wielką fanką Gemmy Arterton i uważam, że dobrze zagrała Gretel. Bardzo przekonująco, Hansel także mi się spodobał w wykonaniu pana Rennera. Największym zaskoczeniem była dla mnie Famke Jenssen, która zawsze kojarzyła mi się z Jane z „X-menów”. Tutaj zerwała z tym wizerunek, pokazując zupełnie inne oblicze. Choć, nie powiem, skojarzyłam ją z „Ostatnim bastionem” i to jak była zła, bardzo zła.

Na zakończenie. Film spodoba się Wam, jeśli chcecie zobaczyć przygodówkę z rozlewem krwi, która będzie innym spojrzeniem na bajkę z dzieciństwa. Ponadto jeśli podejdziecie z rezerwą do używanej techniki w filmie (broni, zegarków, strzykawek) i lubicie, gdy nie ma romansu w tle, a jeśli tak, to nieudany. Film ten będziecie mogli uznać za godny wydania tych 20-paru złotych na seans, nawet z kiepskimi efektami 3D, bo bądźmy szczerzy. One będą dobre, ale dopiero za kilka lat, kiedy się rozwiną. Oczywiście, efekty 3D.

Zofia Nałkowska, "Granica".

Tytuł: „Granica”
Autor: Zofia Nałkowska
Gatunek: klasyka polska/ obyczajowa
Ilość stron: 254
Ocena: 5/10
Zenon Ziembiewicz to mężczyzna wywodzący się ze starego, podupadającego już rodu Ziembiewiczów. Wyjeżdżał za granicę w celu zdobycia wykształcenia. Gdy wrócił do Polski, postanowił starać się o względy swej miłości z  dzieciństwa – Elżbiety. Gdy mężczyzna zdobywa wysoki status społeczny, balastem staje się dla niego romans z Justyną Bogutówną, chłopką. Dlatego też wraz z narzeczoną, później żoną, postanawiają spełnić każde jej życzenie, żeby tylko prawda nie wyszła na jaw. Przez ciągłe rozmyślanie o byłej kochance Zenon jest bardzo zestresowany. Całą sytuację pogarsza to, iż Justyna nachodzi małżeństwo, gdy na świat przychodzi ich syn.

Powieść Nałkowskiej nie wiem czemu, lecz kojarzy mi się z książką, teraz bardzo popularną, „50 twarzy Greya”. Nie miałam jeszcze okazji jej przeczytać, lecz wnioskując po opiniach swoich znajomych oraz innych recenzji, mam wrażenie, że mówi o tym samym, czyli historii mężczyzny, który ciągle chce uprawiać seks. Akurat w przypadku Zenona można powiedzieć o uzależnieniu, jak jest w przypadku Greya, nie wiem.
Przez przygodę z Justyną, dziewczyną z miejscowości, z której się wywodził, jego cała kariera stoi pod znakiem zapytania. Tak samo jak związek małżeński z Elżbietą. Ciągły stres oraz dbanie o samopoczucie byłej kochanki, sprawiają, że mężczyzna ma problemy z psychiką. Nie potrafi sobie poradzić z presją, jaką wywierają na nim ludzie – ogólnie. Jak to nie raz mówiła jego żona: ciągle zakłada maski. Kimś innym jest przy znajomych z pracy, a kimś innym w jej towarzystwie. Lecz, jak to ujął w obronie swojej osoby :
„Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim, jak miejsce,w którym się jest.”
Gombrowicz napisał „Ferdydurke” właśnie pod wpływem „Granicy” Nałkowskiej. W powieści polskiej pisarki został przedstawiony problem społeczny, jakim jest ciągła gra (motyw – życie to teatr). Nieustanna wręcz, w celu przetrwania, zdobycia pozycji lub pieniędzy. Większość bohaterów gra w powieści Nałkowskiej. Jest ona niestety uzależniająca i sprawia wiele problemów bohaterom. Justynę Bogutównę doprowadza do choroby psychicznej, a Zenona Ziembiewicza do daleko posuwającej się depresji, co kończy się tragicznie dla głównego bohatera, jego żony oraz dziecka.
Powieść można jednym słowem określić, jako obyczajową. Język autorki jest znośny, jednakże monotonia akcji, brak momentów, w których czytelnikowi serce mocniej bije, wpływa negatywnie. Osobiście dobrze mi się to czytało, bez zachwytów, tak po prostu. Jedna z najprzyjemniejszych lektur obowiązkowych do przeczytania. Mogę polecić wszystkim, którzy lubią romanse z filozoficznym morałem.

Fiodor Dostojewski, "Zbrodnia i kara".

Tytuł:“Zbrodnia i kara”  
Autor: Fiodor Dostojewski
Gatunek: kryminał/psychologiczna
Ilość stron: 378
Ocena: 3/6

Rodion Romanowicz Raskolnikow był studentem prawa. Niestety z powodu problemów finansowych musiał przerwać naukę. Przez nadmiar wolnego czasu, samotność oraz melancholijne usposobienie postanowił zaplanować zbrodnię lichwiarki Lizawiety. Pomimo udanego zamachu, dopadają go wyrzuty sumienia oraz wielki żal z powodu popełnionego przeciwko sobie czynu – zgubieniu człowieczeństwa. Z pomocą przychodzi mu Sonia, pobożna chrześcijanka. Pragnie, aby przyznał się do swojego czynu, by móc ponownie normalnie funkcjonować. Raskolnikow nie ustępuje, dzięki czemu dochodzi do potyczki śledczy-morderca.

Książka, jak książka. Da się przełknąć, jednakże język autora jest trudny. Mnie w szczególności przeszkadzały anonimowe nazwy ulic, jak np. na S-kiej. Co więcej, nie przekonał mnie do siebie główny bohater. Od początku do końca uważam go za wielkiego obiboka, lenia i miernotę. Cały czas nie potrafił znaleźć dla siebie żadnej pracy? Trochę dziwne. Prawdopodobnie po prostu jej nie chciał. Było kilka różnych aspektów, dzięki którym mógłby być osobą pozytywną w oczach niektórych, m. in. z powodu tego, że pomógł rodzinie Sonii po śmierci jej ojca, nie chciał, aby jego siostra wyszła za mąż, aby go oddłużyć. Powieść ta jest specyficzna, z powodu tego, że widzimy ją oczami mordercy – amatora, któremu się poszczęściło i nie jest o nic podejrzewany, jednakże po dokonaniu zbrodni staje się coraz słabszy psychicznie, przez co zwraca na siebie uwagę i niejednokrotnie zostawia poszlaki śledczym. Najbardziej interesującymi momentami w powieści były spotkania Raskolnikowa ze śledczym – Porfirym, w trakcie których stanowczo zaprzeczał, że zabił.

Dlaczego w ogóle zabił? Z powodu wywodu psychologicznego, którego był twórcą. Chciał się przekonać, czy jest jedynym z tych, którzy czynią wielkie rzeczy, ponosząc tym samym wielkie ofiary (ludzkie) niczym Napoleon. Czy właśnie samą ofiarą, zwykłym szeregowym na polu bitwy. Okazało się, że nie był tym, za kogo się uważał – wielkim. Dlatego też nie potrafił poradzić sobie z sumieniem. Popełniony czyn przerósł go i przez to cierpiał. Taka była jego kara za zbrodnię. Męka z powodu niemożności pogodzenia się ze złymi uczynkami, których był przyczynodawcą.

Temat powieści, rozłam psychiczny zbrodniarza – amatora, został podjęty ciekawie. Każdy, kto zabił miał przecież kiedyś swój pierwszy raz i czuł się tak samo jak Raskolnikow. Zabawa zaczyna się w tym przypadku później, kiedy toczy się walka moralności ze zwierzęcą naturą istoty ludzkiej wg teorii Freuda. Dlatego też często mówi się o habilitacji więźniów, bo w ich przypadku wygrywa moralność. Są niestety także i przypadki, w których wygrywa instynkt przetrwania, dzięki czemu co jakiś czas słyszymy, czy to w filmach, czy powieściach o seryjnych mordercach. 

Trudno mi powiedzieć, czy książka jest ciekawa, czy nie, bo zdania są naprawdę bardzo podzielone. Moim zdaniem jednakże, przeczytać tę książkę warto, przynajmniej z powodu na problem etyczno-moralny, który jest w niej poruszany.  

Carole Nelson Douglas, "Dobranoc Panie Holmes".

Tytuł:“Dobranoc Panie Holmes”  
Autor: Carole Nelson Douglas 
Gatunek: przygodowa/sensacyjna
Ilość stron: 378
Ocena: 4/6

Irene Adler jest zawodową śpiewaczką operową. Gdy ją poznajemy ma ponad 20 lat i natrafia na ulicy na biedną córkę pastora, Penelope Huxleigh. Od tego momentu stajemy się świadkami ich perypetii życiowych. Te dwie, tak znacznie różniące się kobiety – stateczną konserwatystkę i żywiołową skandalistkę -  połączyła wspólna chęć rozwiązywania zagadek, pokonywania problemów i wymierzania sprawiedliwości. Dzięki przebojowemu charakterowi panny Adler, zyskują one wielu klientów takich jak Charles Lewis Tiffany czy Oscar Wilde. Pomagają im odnaleźć zagubione przed laty przedmioty, jak choćby diamentowy pas Marii Antoniny.

Dzięki powieści Carole N. Douglas możemy bliżej poznać femme fatale, którą tak wielkim szacunkiem obdarzał Sherlock Holmes. Możemy zobaczyć jak wyglądał XIX wiek z perspektywy kobiety-detektywa, która przez swoją płeć nie była traktowana poważnie. Ponadto ciekawe wydają się perypetie życiowe kobiety, dla której problemów nie stanowiły konwenanse społeczne, takie jak miłość do czeskiego króla, wcielanie się w postać mężczyzny (jeśli to konieczne) oraz ciągła walka o osiągnięcie sukcesu i światowej sławy jako śpiewaczka operowa bez wsparcia żadnego mężczyzny. 

Ponadto poznajemy od kulis jedną z opowieści sir Arthura Conana Doyle’a pt. „Skandal w Bohemii”. Tym razem, nie z punktu widzenia Sherlocka Holmesa i Watsona, lecz Irene Adler i Penelope Huxleigh. Pomimo tego iż nie ma tutaj żadnej zatrważającej zagadki kryminalnej, jak u Doyle’a, to jednak książka ma swój urok. Jest ona wzorowana na utworach twórcy Sherlocka Holmesa. Przede wszystkim ma na celu przedstawienie nikle zarysowanej sylwetki Irene Adler, wysuwając ją na pierwszy plan i oddając jej głos. Kobietę tę można śmiało nazwać wyzwoloną i decydującą o swoim losie od początku do końca.    

Powieść jest dobrze napisana, momentami nie można się oderwać od lektury i czasami aż trudno nie zadawać retorycznych pytań jak „Dlaczego Irene mi to robisz?”. Bo nie można ukryć, kobieta zawsze pozostanie kobietą i jej najważniejszą, a zarazem najcenniejszą potrzebą jest potrzeba miłości.

Mats Strandberg, Sara Bergmark Elfgren, "Krąg".

Tytuł: “Krąg”  
Autor:  Mats Strandberg, Sara Bergmark Elfgren
Gatunek: przygodowa/ fantasy/ thriller/ młodzieżowa
Ilość stron: 572
Ocena: 4/6

W miejscowości Engelsfors dochodzi do samobójstwa jednego z uczni. Ta krwawa tragedia jest zapowiedzią zmian na świecie, w których uczestniczyć będzie 6 niezwiązanych ze sobą w żaden sposób dziewczyn. W noc, kiedy księżyc przybiera krwawą barwę wszystkie spotykają się i dowiadują o tym, że są Wybrańcami, którzy mają wygrać ze Złem. W przeciwnym bądź razie cała ludzkość będzie zagrożona. Z czasem dowiadują się, że chłopak, który popełnił samobójstwo był jednym z Wybrańców. Po kolei zaczynają umierać kolejne osoby z Kręgu.

Książka ta to niby nic. Po krótkim streszczeniu wydaje się być taka, jak wszystkie inne, czyli niezbyt ciekawa. Tak też myślałam na samym początku, lecz od pierwszego rozdziału, nie mogłam być rozczarowana. Jeśli ktoś lubi dreszczowce, mnóstwo tajemnic oraz stopniowe rozwijanie się akcji, to pozycja ta powinna być dla niego interesująca. Nie raz wieczorem przestawałam ją czytać, z powodu na to, że nie potrafiłabym potem zasnąć i śniłyby mi się koszmary. Nie wiem czemu, ale powieść ta przypomina mi w małym stopniu serial/komiks pt. „W.I.T.C.H. Czarodziejki”. Tylko, że to jest bardziej krwawe i ciekawe. Nastolatki przedstawione w tej książce mają zwyczajne problemy – miłosne, rodzinne i szkolne. Dochodzi do tego obowiązek uratowania świata. 

Jest to ciekawie napisana powieść o dobrze przemyślanej fabule. Styl autorów sprawia, że książkę szybko się czyta. Jest to pierwsza część trylogii. Z pewnością mogę powiedzieć, że pierwsza część przekonała mnie do przeczytania kolejnych i zebrania całej kolekcji na półkę u siebie w domu.